sobota, 8 sierpnia 2015

Powiewają sztandary na bitewnym wietrze

Tytuł: Władca Pierścieni: Powrót Króla 
Tytuł oryginału: The Lord of the Rings. The Return of the King 
Autor: J.R.R. Tolkien
Czy przepowiednia zostanie wypełniona?

Są książki, które są trudne do czytania. Z różnych przyczyn, od stylu do rozbudowanej fabuły. Istnieją też książki, które mają w sobie to Coś. Podobają się nam, ale jest w nich coś, co sprawia, że czytanie ich się dłuży, powoli nudzi. Coś nieokreślonego, bo niby wszystko jest w porządku... To właśnie spotkało mnie z całą trylogią Władca Pierścieni. W pewnym sensie cieszę się, że już skończyłam tę serię.

Wojna o Pierścień rozlewa się na całe Śródziemie. Ogarnia je nieprzenikniona sauronowska ciemność z której wybawić może tylko Powiernik Pierścienia, który jest w nie lada sytuacji, bo w samym sercu Mordoru. Pozostali członkowie drużyny Pierścienia muszą sprzeciw zmierzyć się z ciemnościami i ze stworami z najodleglejszych mrocznych krain. Ochronić Gondor i Rohan.

Bo trzeba walczyć ze złym Sauronem, nie można siedzieć z założonymi rękoma w bezpiecznej kryjówce. Misja może się nie udać. Strach próbuje się wkraść w serca bohaterów, ale czy zwycięży? Każdy z nas może być bohaterem, jest odważny. Nie ważne, czy to kobieta, czy mężczyzna, a może dziecko. Sądzę, że to jest jedno z kluczowych przesłań książki. To my piszemy historię, my nadajemy jej kształt. Bohater to nie tylko silny i umięśniony mężczyzna. To nie ten osiłek, który chodzi codziennie na siłownie, ma "kaloryfer", a jego mięśnie rąk nie pozwalają mu normalnie funkcjonować. Nie. Bohaterzy też mają swoje lęki i obawy.

Bardzo spodobała mi się przemiana jednego z bohaterów - Aragorna. Oczywiście, Sam, Pippin i Merry też wykazali się nie lada odwagą (Peregrin również głupotą), ale od nich nie wymagało się tej odwagi i szlachetnego zachowania od początku; byli tacy prości. Dziedzictwo Aragorna wskazywało na to, że w swoich czynach powinien być... Bardziej rycerski? Królewski? Stanowczy? Zdaję mi się, że gdzieś w połowie książki (jeśli się nie mylę) mężczyzna, jakby się obudził. Dotarło do niego, że to jest już teraz. To jego moment.

Na uwagę zasługują również dwa nowe wątki, które uważam, że bardzo ważne.

Więź łącząca Denethora - namiestnika Gondoru i jego syna Faramira. Faramir był tym młodszym, tym... Na oko Denethora gorszym. Jego ulubionym synem był Boromir. Ten był starszy, rwał się do walki, silny, krótko mówiąc przykłady model syna, jaki prawdopodobnie każdy ojciec chciałby mieć. Niestety pewny wypadek spotka tego starszego i Denethorowi pozostaje tylko młodszy syn. Ten, który mógł udać się w wędrówkę za brata, ale nie los zrządził tak, że to Boromir poszedł. Ta nic ich łącząca... Ojca i syna... Niby tak często spotykana w książkach i filmach, o życiu realnym nie wspominając, a jednak nadal spotykana. Bo o tym trzeba mówić, pisać. O niesprawiedliwości? O oczekiwaniach rodziców wobec dzieci? Kurcze, tak się nie da. Każdy żyje swoim życiem i nie można określać komuś przyszłości. Dzieci potrafią zawieść swoich rodziców, ale... Rozumiem żal Denethora, ale powiedzieć swojemu synowi SPOILER ODNOŚNIE 2CZ "wolałbym, żebyś to ty zginął?"

Drugi wątek jest mi w pewnym sensie bliski. Kiedyś chciałam zostać żołnierzem, prawie wszystkie ciuchy miałam w strój moro. Później fascynowali mnie trochę rycerze. Nie, sama ich postać, ale to, że walczyli, jeździli konno i władali mieczem.
Éowina jest kobietą, której nie w smak długie suknie i przesiadywanie w wieży. Chce zostać rycerzem i walczyć. Gdzieś coś podobnego obiło się o uszy? Podczas czytania od razu na myśl przyszła mi Joanna d'Arc. Księżniczka Rohanu , jak to okropnych czasach bywa nie ma szans wyruszyć w wir walki. Dlaczego? Ponieważ jest oczywiście kobietą i ktoś musi pilnować zamku, gdy większość (jeśli nie wszyscy) mężczyzn z grodu jest na wojnie. Nawet dostaje od jednego z bohaterów książki "pocieszenie", że będzie walczyć, gdy oni polegną, a siły Nieprzyjaciela wkroczą do zamku. Cudne słowa... Zwłaszcza z słów kogoś, kto sam nie musi siedzieć na miejscu i nic nie robić.

Co mi się jeszcze bardzo podobało w książce? To, że pan Tolkien ukazał dalsze losy Sarumana. Już myślałam, że będę się czepiać w recenzji, że tego autor nie zrobił, ale jednak zostało to ukazane. Najbardziej ubolewam nad ślubem pary bohaterów. Dlaczego, ah dlaczego, tylko kilka zdań? Nawet chyba jedno. Taki byłby piękny opis! 

W tej części na tyłach książki można spotkać dodatki, które pomagają zrozumieć niektóre fakty całej historii Władcy Pierścieni i dostrzec jeszcze bardziej pracowitość autora, jego talent, skrupulatność. W dodatkach jest omawiany np. czas liczony w Śródziemiu i język istot z Śródziemia, wszystko sprawia, że historia staje się coraz bardziej realna, a pan Tolkien nie byle jakim pisarzem. Niestety dodatki nie są już napisane, tak ciekawie jak fabuła WP. Czasem miałam wrażenie, że czytam podręcznik od historii. Dziwnie się czytało dodatek poświęcony alfabetom. Są ukazane trzy alfabety, ale o nich za dużo mowy nie ma, przynajmniej o dwóch, ale jeden z ważniejszych alfabetów nie został ukazany. Niby jest numeracja do liter, ale gdy porównywałam z opisem każdą literę z przedstawionego alfabetu to żadna nie pasowała. Czyżbym coś przegapiła? A może naprawdę go nie ma? Z tego, co pamiętam, chodziło o alfabet elfów.

Z tego, co zrozumiałam poprzez szukanie grafik okładek do recenzji WP - posiadam wydanie komplet, którego nie można zakupić oddzielnie. Dlatego moją opinię o okładkach postanowiłam przerzucić do recenzji Powrotu Króla. Na pierwszy rzut oka okładki są ładne, niczego sobie. Proste. Czarne tło. Na samej górze, jakby wycięte w drewnie runy. Niestety nigdzie nie dopisano, co jest tam napisane, szkoda, ponieważ wątpię w to, że jest to zbiór przypadkowych znaków. Dalej (kierując się w dół) są inicjały autora, następnie... wielki napis z nazwiskiem. Chwyt marketingowy, bo później tytuł trylogii, numer i tytuł części stają się coraz mniejsze. Zatrzymując się jeszcze przy nazwisku: dzięki grafice w środku liter ma się wrażenie, że napis jest wypukły, a grafika... Przypominała mi trochę fakturę drewna. Jeśli chodzi o numerację... Nie podoba mi się to. Chcieli ułatwić czytelnikowi myślenie, która to pierwsza część. Hm, Władca Pierścieni to klasyk fantasy, nawet jeśli komuś się myli, która część jaki ma tytuł, to taką informację można zamieścić z tyłu - w opisie. Rzadko, która seria posiada numerację na okładce, a jeśli już to jest ona umieszczana na grzbiecie, gdzie mniej rzuca się w oczy. Przynajmniej, ja się nie spotkałam dotychczas z taką sytuacją jak tutaj... Okej, była taka czy dwie, ale to były "dziewczyńskie" książki. Pod tymi wszystkimi napisami znajduje się pierścień. Na każdej części o innym kolorze oraz gdy się przypatrzeć bliżej obrazkami pod nim. Trzy kolory: czerwień, zieleń, błękit - przypomina mi to trochę inną trylogię "Trylogię czasu". Tam właśnie jest czerwień rubinu, zieleń szmaragdu i błękit szafiru. Mam dwie teorie odnośnie tych pierścieni. Pierwsza, która jest tak naprawdę drugą, bo wykiełkowała podczas ostatniego rozdziału tej książki - to są trzy pierścienie ellfów. Ale tak naprawdę (wiem powtórzenie) sądzę, że każdy z nich symbolizuje rasę.
Trzy Pierścienie dla królów elfów pod otwartym niebem,
Siedem dla władców krasnali w ich kamiennych pałacach,
Dziewięć dla śmiertelników, ludzi śmierci podległych,
 Dwa tylne opisy zostały rozdzielone na trzy części. Pierwszy jest o fenomenie twórczości pana Tolkiena, a drugi opis to jego biografia. Ciekawy pomysł, nie czyta się ciągle tego samego na każdej z trzech książek. Jednakże, jeśli chodzi o materiał, którym jest "owinięta" okładka to pozostawia on wiele do życzenia. To jest coś w rodzaju gumy. Gumy na której nie chcący pozostawisz plamy (takie odbicia), przyklejają się ziarnka piasku i można łatwo zarysować. Tak więc nie polecam tego wydania na plażę.

Cytaty:
" - Ani tobie, ani żadnemu władcy na ziemi nie przysługuje prawo wyznaczania godziny własnej śmierci - rzekł Gandalf. - Tylko pogańscy królowie podlegli Władzy Ciemności sami sobie zadawali śmierć, zaślepieni pychą i rozpaczą, zabijając też swoich najbliższych, aby lżej im było rozstać się z tym światem."

"(...) nie wszystkie łzy są złe."

Ocena: 8,5
Cała trylogia: 9,9

3 komentarze:

  1. W jakim tłumaczeniu czytałaś całą trylogię? Frąców, Skibniewskiej czy Łozińskiego, które podobno jest okropne?
    Pozdrawiam
    Tutti

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tłumaczeniu Marii Skibiniewskiej, które podobno jest najlepsze.

      Usuń
  2. Długa ta Twoja recenzja :) Widzę, że napisałaś nawet o okładkach. Cóż, dziwi mnie Twoja niska ocena, jednak cieszę się, że zakończyłaś przygodę z tą książką. Czekam na następne recenzje.

    http://zakurzone-stronice.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Books are a window on the world , Blogger