Tytuł: Zbuntowani
Tytuł oryginału: Night School. Resistance
Autorka: C.J. Daugherty
Czy komukolwiek można ufać we współczesnym świecie?
O polityce mówi się wszędzie: w telewizji, rozmowach szarego człowieka, w internecie - polityka nas otacza. Trzeba by było mieszkać na Saharze lub w innym odludnym miejscu, żeby nie mieć z nią nic wspólnego. No chyba, że ktoś wziąłby ze sobą jakieś gazety i radio (które cudem by działało), ale mniejsza z tym. Tak... Polityka, tak bardzo zaczyna oddziaływać na nasze życie codzienne, że potrafi również dzielić, skłócać. Chociażby, takie o wybory prezydenckie. Ktoś jest za tym, a przyjaciel z innym. Okej, człowiek by pomyślał... Nie, jeszcze jak ten kandydat jest w ogóle z przeciwnej partii to to może być koniec wszystkiego, na szczęście nie zawsze na zawsze. Różni są ludzie i ich zachowania, jednakże... Trzeba przyznać - o polityce lepiej nie rozmawiać z kimś, kogo niezbyt znasz, a nie chcesz się skłócić.
Ogólnie polityka jest też uznawana z dziwny, nudny i pokręcony temat. Głównie mówią, tak młodzi, którzy nie mogą się w tym wszystkim połapać. Skoro tak jest to... Jak można napisać książkę dla młodzieży, w której polityka jest jednym z głównych tematów? Stanowiska, władza, organizacje...
Tytuł może niektórych czytelników, bądź nie-czytelników trochę zgubić. Mianowicie - Zbuntowani. Jak bardzo przypomina Wam to drugą część trylogii Veronici Roth? Gdyby ktoś nie wiedział ta część nosi nazwę Zbuntowana. Mnie samej ta książka przyszła na myśl po ujrzeniu okładki książki. Zbieg okoliczności? A może po prostu chwyt marketingowy? Bo uważam, że jeśli by pochylić się nad oryginałem to co innego miała na myśli autorka. Czy nikt wcześniej nie czytał z redakcji tej książki? Nie nazwałabym bohaterów zbuntowanymi.
Fabuła mknie do przodu, czasem chciałam krzyknąć, żeby zaczekała. To nie tak, że książka jest napisana w nieładzie, tempie ekspresowym. Ale ma w sobie taką dynamiczność, że chcąc nie chcąc, gdy czytasz, nie możesz czytać tego wolniej... Delektować się tym. Jedyna opcja: przerywać czytanie na parę godzin, dni.
Muszę pogratulować (heh, musiałam napisać do p. Daugherty zaraz po przeczytaniu Zbuntowanych) autorce tego jak mnie zaskoczyła i trzymała w napięciu. Jak tak można? Chyba pierwszy raz tak mi się zdarzyło, że myślałam, że moje serce przestanie być przy czytaniu! Ta aura grozy, tajemniczości przy ostatnim rozdziale... Strony mogły się podrzeć od tego napięcia, które było na ich kartkach! To było chyba gorsze, niż przemiana Tessy Gray w Mechanicznym Aniele.
Jeśli chodzi o te zaskoczenie... Teraz, gdy ochłonęłam z emocji po przeczytaniu (co ja piszę, one nadal są we mnie)... Nie, jakoś baaaaaaaardzo mnie nie zaskoczyła wieść kto jest szpiegiem w szkole. Chyba to nie było zaskoczenie osobą, a... Prawdą. Taką po prostu prawdą życia codziennego. Że może nas oszukać ktoś komu ufamy i uważamy za przyjaciela. To było, takie prawdziwe, że aż nie do pomyślenia. Jednak... Uważam, że po tym jak prawda wyszła na jaw ten bohater stał się... Mało realistyczny, taki nijaki. Spodziewałam się dwóch opcji: że albo będzie się próbował jakoś tłumaczyć, dlaczego jest po stronie Nathaniela, zaprzeczać wszystkiemu, albo po prostu będzie... Psychicznym mordercą, czy kimś podobnym. No bo... Człowiek, który pozwolił na śmierć dzieci nie może być do końca normalny. Taki obrót sprawy nadałby postaci jakiś kolorów. Już nawet miałam nadzieję po dwóch zdarzeniach, ale nie. Na tym autorka poprzestała. Może w następnej części szpieg nabierze jakichkolwiek kolorów. Przynajmniej mam taką nadzieję.
Jednak... Bardzo zaskoczyło mnie rozpisanie sytuacji przy opisie śmierci pewnej osoby, przy której był główny zły bohater, czyli Nathaniel. Mężczyzna, który chce osiągnąć władzę w organizacji Orion za wszelką cenę, który nie zawaha się zabić... Może okazać się taki ludzki... Tak ludzki, że aż żal mi było. (Trzeba napomknąć, że to jeden z moich ulubionych czarnych bohaterów.)
Ciemne chmury są coraz bliżej Akademii Cimmeria. Ochroniarze oblegają szkołę i jej tereny, ale czy to coś w ogóle da? Nie ma, co się oszukiwać. Nathaniel jest w stanie dorwać wszędzie tego kogo chce - w tym przypadku Allie Sheridan, siedemnastolatkę, która nie jest pewna swoich uczuć do dwóch kolegów. Czasu jest coraz mniej, można się szkolić w samoobronie, ale ile? Można wybuchnąć przez oczekiwanie... Ale gdy przychodzi w końcu moment spotkania młodej dziewczyny z dorosłym mężczyzną w twarzą w twarz, kto wygra? Czy w ogóle może być zwycięzca w tej grze?
Niestety musiałam napisać w krótkim opisie fabuły o dwóch miłościach głównej bohaterki - Sylvianie i Carterze. To było, takie denerwujące... Sylvian czy Carter? A jak jednego wybierze to, co powie ten drugi? Eh, przydałoby się rzucić Alyson w twarz cytatem: "A
może pani powinna przestać użalać się nad sobą - (...) -
Większość ludzi może się uważać za szczęściarzy, jeśli znajdą jedną
wielką miłość w życiu. Pani znalazła dwie." Powiedział bardzo mądry wilkołak Woolsey Scott w Mechanicznej Księżniczce Cassandry Clare. :p Ale i tak Carter lepszy od tego nudnego Sylviana.
Nie wiem, czy mi się tylko tak zdaję, ale... W dwóch miejscach, jeśli nie w trzech całkiem różne postacie wypowiadają identyczne zdanie. A przynajmniej bardzo podobnie zbudowane. Może tak miało być, ale sądzę, że to jest nieuwaga któreś redakcji brytyjskiej lub polskiej. Bo to bardzo dziwne, żeby dwie osoby powiedziały coś tak samo. W rzeczywistości pewnie to nie byłoby, aż tak dziwne, jednak w książce... Czytelnik oczekuje różnorodności, bogatego słownictwa.
Druga rzecz... To polskie tłumaczenie. Wiem, że niektóre obcojęzyczne nazwiska trzeba jakoś odmienić, żeby pasowały do logicznie zbudowanych zdań, ale czasem uważam niektóre odmiany z przesadę. Bo nie lepiej będzie brzmieć "Carterze West" niż "Carterze Weście"? Ale to już kto uważa... Musiało tak być, no to jest.
Okładka jest jedną z dwóch najlepszych w całej serii. Ciemny zakamarek miasta na tle, który powinien być Londynem. Na nim główna bohaterka i jej dwóch chłopaków... Od momentu pojawienia się tej serii na polskim rynku czytelniczym, fani tych książek przekomarzają się, który to Carter, a który to Sylvian. Sprawdziłam kilka dni temu, który to który... Na szczęście zgadłam. Carter to ten w koszuli... Zastanawia mnie tylko, po co on na niej ma paski niebieskie i czerwone, które mogą kojarzyć się z francuską flagą, a przy okazji z Sylvianem. Taka zmyłka dla czytelników... Sama postać Allie może być, jednak... Czy ona ubrałaby taki naszyjnik? Zamiast niego pasowałby bardziej wisiorek, który dostała w prezencie. Ogólnie sama postawa tych trzech modeli nie pasuję mi do postawy Allie, Sylviana i Cartera w książce. Oczywiście, chcieli pokonać złego Nata, ale byli tylko siedemnastolatkami. Mieli obawy, strach. Nie byli nastawieni jak superherosi - idziemy, spotkamy się z nim i zabijemy. To nie wyglądało tak, jak na okładce... Każda część serii ma swój kolor - ta ma srebrny. Trochę on nie pasuje do serii ze względu na to, że pozostałe kolory są mocne, a ten taki... Po prostu srebrny. Na tylnej okładce mamy ten sam wizerunek uliczki, co na przodzie, jednak bez bohaterów, dzięki temu zdjęcie jest bardziej hm, tajemnicze, ma nutę grozy. Zwłaszcza, że na końcu uliczki już nie ma wielu latarni, ale widać, że są tam dalej budynki.
Ocena:9,5
Cytaty:
"Nikt nigdy nie jest do końca bezpieczny - przypomniała sobie. - Bezpieczeństwo to iluzja, kłamstwo, które powtarzamy, żeby łatwiej nam się było pogodzić z naszym bardzo niebezpiecznym życiem."
"Kiedy własna rodzina najprawdopodobniej cię nie kocha, trudno pokochać drugiego człowieka."
"Można zapomnieć o niebezpieczeństwie, jeśli robi się coś odpowiednio często."
"W zasadzie, jakby się nad tym zastanowić, życie było pułapką. Nikomu jeszcze nie udało się go przechytrzyć i nie umrzeć."
"Czasem przegrana bywa poniekąd zwycięstwem (...)."
Muszę w koncu naprawdę dorwać tą książkę :) Ja jakoś zawsze wolałam Cartera ;)
OdpowiedzUsuńAch te spolszczenia :D