Tytuł oryginalny: Hick
Autorka: Andrea Portes
Czy da się uciec od przeszłości?
Wiele jest dzieci z rodzin nie do końca takich jakie powinny być. Wśród społeczeństwa nazywające się patologicznymi. Alkohol, więzienie... I inne czynniki. Oczywiście rodzina nie musi być marginalna, żeby było coś z nią nie tak... Ale ten przypadek nie został wzięty pod uwagę. Więc zostańmy przy tej pierwszej opcji.
Alkohol, krzyki, romanse jednego z rodziców... Z tym musi się zmagać na co dzień trzynastoletnia Luli. Przeciętna dziewczyna o dużych ustach. Pewnego dnia nie wytrzymuje i po prostu ucieka. Gdzieś w dal. Przed siebie. Jak najdalej. Spełnić swoje marzenia...
I tu zaczynają się pewne me wątpliwości, chociaż je można rozwiać, szybko usprawiedliwiając wybór głównej bohaterki. Luli chcę uciec do Las Vegas, chciałaby zostać... prostytutką. Okej, pochodzi z nieciekawego środowiska. Nie ma wielkiego przykładu w matce, która poniekąd sama zachowuje się jak prostytutka sypiając (i nie tylko) z różnymi mężczyznami w nadziei, że znajdzie się taki, który zabierze ją z "dziury zabitej dechami". Nadzieja matką głupich. Więc da się zrozumieć to wszystko... Tylko, że dalsze wydarzenia z którymi spotyka się trzynastolatka (dobrze czytacie) kierują jej postanowienia na inny całkiem tor... Czy Luli obierze swoją ścieżkę czy lekko z niej zboczy? Pytanie poniekąd będące w głowie przez całą książkę. Dające jakąkolwiek nadzieję... Heh, tak. Nadzieja...
Dawno się nie spotkałam z tak irytującą bohaterką. Albo może inaczej: z tak (przepraszam bardzo) głupią. Jej wiek to niewytłumaczenie, bo spotkałam się z młodszymi bohaterami, którzy nie byli, aż tak naiwni. Na początku, oczywiście, można marzyć, wyobrażać sobie, jak jest tam, gdzie nigdy nie byliśmy, ale... Jeśli się marzy o jakimś zawodzie to się ma o nim jakieś pojęcie. Więc jak dziewczynę spotyka to, co spotyka ze strony Eddiego (chłopaka poznanego podczas jazdy autostopem) to normalny człowiek by się jakoś otrząsnął, ogarnął, a nie... Po prostu irytacja - to główna charakterystyka postaci. Oprócz tego... Język. Język jakim się wyraża Luli trochę koli w uszy. Nie to, że jestem wrażliwa na przekleństwa, ale... I tu raczej wkraczamy na styl pisania...
Na początku jest dość dużo przekleństw, a jak już ich nie ma (tak jakby autorka o nich zapomniała) to nagle bach! Tak od czapy, damy z pięć w jednym zdaniu. I to jeszcze jakich... Jakby nie było innych przekleństw od pospolitej... Dobra, nie będę przeklinać, ale każdy (większość) choć raz w życiu tak przeklął. W każdym razie to też było mocno irytujące. Poza tym - powtórzenia. Może specjalne, ale ja nie dojrzałam specjalności w nich. Co innego, jak jeden bohater się powtarza, a co innego ogólnie. Pewne momenty mogę uznać za wyjątek. Człowiek był pijany - niech się powtarza. W innych zdarzeniach chyba to miało być jąkanie, ale tak nie wyszło.
Inni bohaterowie... Słabo opisani tak jak główna bohaterka. Była nadzieja, ale szybko zgasła. Był potencjał, bo postaci naprawdę ciekawe. Zwłaszcza postać Eddiego, który hm, gnojkiem w skrócie. Mężczyzna brzydki, jednak mający coś w sobie, kaleki, ale jednocześnie mszczący się za całe życie. Myślę, że za swoje kalectwo lub nieodwzajemnioną miłość, ale to nadinterpretacja. Dalej - Glenda. Kobieta, która po części byłaby tą złą, która sprowadziła na złą drogę Luli, jednakże, jeśli przyjrzeć się Glendzie bliżej to ona nie jest taka zła. W końcu nie chciała, aby spotkało trzynastolatkę najgorsze...
Rodzice dziewczyny przedstawiają w pewnym sensie typowe nieudane małżeństwo. Tutaj akurat jest mąż alkoholik, ale... Dlaczego alkoholik? I właśnie tu można snuć domysły, które według mnie są służne. Ten wątek opowiada o tym, jak to mężczyzna nie jest w stanie spełnić marzeń swojej kobiety, jest tak bezsilny, że wpada niełaskę używek. Wątek kobiety, która ma mniemanie o sobie i marzyła o księciu na białym koniu. Wierzyła w tą całą bajeczkę, jaką niektórzy sprzedają małym dziewczynkom. No tak nie jest, a facet też ma słabości, nie jest hero.
Okładka książki ładna, przeciętna. Pasująca do tytułu i treści. Uciekajmy. Złapmy autostop i jedźmy przed siebie. Krzywizna zdjęcia... Może oznaczać skrzywione w pewnym sensie wartości. Różowa czcionka tytułu... O tak! Główna bohaterka nie ma różowych myśli i życia, ale jej nadzieja i jakoś takie usposobienie... Po prostu po przeczytaniu uważam, że ten kolor pasuje do niej. Ale czy do całej okładki... No nie wiem.
Pomysł i fabuła miały potencjał. Naprawdę. Wątki... Można tak było to wszystko rozwinąć... Napisać. Szkoda, szkoda pomysłu. Bo były momenty udane, jak choćby niektóre porównania, czy scena, gdzie Luli widzi tak jakby siebie. "Jest duchem", który patrzy na swoje ciało. To mi się bardzo podobało. Ale reszta... Nie myślałam, że tak będzie wyglądać recenzja.
Ocena: 3/10
Dziękuję za egzemplarz książki wydawnictwu HarperCollins Polska!
W sumie to częściowo pomysł wydałby się być całkiem interesujący. Nie lubię - tak jak i w prawdziwym życiu - zbytniego nagromadzenia przekleństw. Jedno na stronę - może być. 5 w jednym zdaniu - nieee...
OdpowiedzUsuńA mi się tam wydaje, że napis ten do okładki nawet pasuje...
Pozdrawiam serdecznie
Tutti