wtorek, 3 listopada 2015

Przechadzając się po szpitalnych salach...

Tytuł: Diabelski walc
Tytuł oryginału: Devil's Waltz
Autor: Jonathan Kellerman
Jaką tajemnicę może skrywać mała pacjentka i jej rodzice?

Po kryminały nie sięgam na co dzień. Można by rzec, że w ogóle ich nie czytam. Ten gatunek jakoś mnie dotychczas nie zachęcał. Uważałam, że fabuły nie są szczególnie ciekawe, a rozwiązanie zagadek, tak łatwe, że aż śmieszne. Bo czyż czytelnik też nie chce sam jej rozwiązać?


Zespół Münchausena polega głównie na tym, że człowiek powoduje u siebie różnorakie choroby, aby tylko ktoś się nim zajął. Lekarz albo szpital. Po prostu ma taką manię, że chce czuć, widzieć, że komuś zależy na nim; chce zaznać opieki. Podłoża tej choroby leżą oczywiście pod przeszłością danej osoby. Rodzice niezbyt się nim zajmowali, nie okazywali uczuć. Po prostu jakoś chce zwrócić na siebie uwagę. Choroba z natury psychicznej. Sam zespół
Münchausena jest dość dziwną sprawą, ale jego podgatunek czyli zespół
Münchausena per procura jest dwa razy w pewnym sensie gorszy. Dlaczego? Tu chodzi o dzieci, które mają rodziców ze straszną przeszłością, a teraz tak jakby całą przeszłość przekładają na dzieci. Hm, chodzi o to, że rodzice wywołują różne choroby u swoich dzieci, głównie małych, aby pojechać do szpitala, lekarza. Najgorsze oczywiście jest to, że dzieci niczemu nie zawiniły...

Ten właśnie zespół, czyli zespół
Münchausena per procura podejrzewa się u małej Cassie. Dziewczynka trafia co kilka dni, tygodni do szpitala z powodu różnorakich objawów: biegunka, ataki padaczkowe i wielu innych. Nie byłoby to takie dziwne, gdyby nie to, że badania nic nie wykazują, a w szpitalu Cassandra czuje się normalnie. Jednak jej matka cały czas stoi przy swoim... Do rozwiązania tego przypadku doktor Stephanie zatrudnia innego doktora, a raczej psychologa - Aleksa Delware. To właśnie z nim będziemy przemierzać stronnice książki i tańczyć z
Münchausenem diabelskiego walca.

Kryminał ma to w sobie, że czytelnik szczególnie jakoś nie zżywa się z bohaterami, jest całkiem odmiennym gatunkiem książek od tych, co czytam na co dzień. Książkę czyta się szybko, momentami zaciekawia, jednak przez dłuższy czas czytało mi się to bardziej jako relację, bardziej rozwinięty reportaż(?), opis poszczególnych zdarzeń. Czy mnie zaskoczyła? Niestety niezbyt. Może po prostu nie nadaję się do czytania takiego rodzaju książek? Zobaczymy w przyszłości...

Okładka ma w sobie coś, po czym od razu widać, że to nie będzie powieść obyczajowa. Zdjęcie? Też, ale głównie chodzi o litery. Tytuł oraz imię i nazwisko autora są napisane dużymi literami, charakterystyczną czcionką. Na zdjęciu widać fragment mężczyzny, który trzyma w dłoni misia, a drugą trzyma klamkę obskurnych drzwi. Myślę, że zdjęcie jest dość pasujące do całej treści, a postać mogłaby być dr. Aleksem Delwarem.  Na tylnej okładce fragment ręki i misia jest powiększony, co nadaje jakieś grozy, nutę tajemniczości treści i opisowi. Nie trzeba czytać opisu - wiadomo, że będzie chodzić o małe dziecko.

Ocena: 4,5/10

Dziękuję za egzemplarz książki wydawnictwu HarperCollins Polska

2 komentarze:

  1. Jakoś chyba myślę że też się nie nadaję do takich książek, tym nie mniej bardzo podobała mi się Twoja recenzja. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta książka jest w bibliotece miejskiej, ale jakoś mnie do niej nie ciągnie ;)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Books are a window on the world , Blogger