Tytuł: Chłopi. Księga I: Jesień
Autor: Władysław Stanisław Reymont
Przenieśmy się do staropolskiej wsi...
Tyle narzekania na tych "Chłopów". Tyle złych opinii słyszałam o nich przed i w trakcie ich czytania: że nudne, że dziwny język lub... beznadziejne, bo tak. Cóż... Nie wiedziałam sama, co to będzie. Skoro tylu ludziom ta książka się nie spodobała, no to jak? A tak - spodobała mi się. Nie porwała mnie, nie jest to też moja ulubiona lektura, czy książka, ale polubiłam ją. To na pewno nie był czas stracony na czytanie. Żałuję tylko, że przedtem obejrzałam film (przedstawia wszystkie cztery części powieści) (w klasie oglądałam, żeby nie było). Bo wiadomo, jak to jest, kiedy się obejrzy najpierw film...
Ogólnie "Chłopi" przedstawiają losy mieszkańców wsi Lipce w tym głównie Macieja Boryny oraz jego rodziny. Wątki tych postaci przeplatają się z uroczystościami religijnymi oraz obrządkami typowo wiejskimi. Na życie bohaterów ma wpływ natura (pory dnia i roku). Wszystko jest dostosowane do rytmu przyrody.
Wcale to wbrew wszystkiemu nie nudzi. Wiadome, co kto lubi. Ale ten (w pewnym sensie) monotonny rytm dnia, nie jest, aż taki monotonny. Dlaczego? Przede wszystkim nie ma opisaych (oczywiście) ponad sześćdziesięciu dni po kolei, styl Reymonta nie nuży, dzięki gwarze staropolskiej i nie tylko staropolskiej (w niektórych regionach Polski nadal występują niektóre słowa, czy sposób mówienia) staje się on momentami zabawny; no i jak to na wsi - nigdy nie jest nudno: a to komuś ukradną świnie, a to umiera krowa, to jakaś potańcówka.
Właśnie, gwara. Czy przez to, jednak język fabuły nie jest trudny do zrozumienia? A no, nie. A na pewno nie, aż tak jak w "Panu Tadeuszu". Słowa jak słowa. Dajcie spokój, że ten język, tak bardzo odbiega od współczesnej polszczyzny. Jest nawet bardziej zrozumiały, bo prosty, swojski, taki "chłopski" (nie obrażając nikogo). A czego się na pierwszy rzut oka nie zrozumie, to można sobie z łatwością wywnioskować z kontekstu zdania. Nie ukrywam, było jedno lub dwa słowa, których nie znałam znaczenia, ale pozostałe zdania wytłumaczyły je.
Część "Jesień" skupia się na przedstawieniu bohaterów, zrękowinach i weselu jednego z bohaterów. Co... przysparza wielu kłopotów.
W fabule występuje wielu bohaterów. Nie piszę już o bohaterach dalszoplanowych, ale o tych, którzy występują cały czas. Maciej Boryna, Antek, Hanka i Jagna. Już w tej czwórce można na początku się pogubić, kto jest kim. Jeszcze dodać dwóch parobków to już mamy miks imion. I co teraz? Nie pozostaje nic innego, jak dalej czytać. W miarę czytania wszystko się ładnie ustawia na swoje miejsce. Kto komu ojcem, kto kogo kocha (szczerze? staropolski trójkąt). Oczywiście można od razu przeczytać te więzi w opracowaniu, ale po co? Po co niszczyć sobie przyjemność z czytania? Skoro ja się połapałam... A nie połapałam się w "Zemście" Fredry... ;) Naprawdę, nie jest źle.
Jak wszystko w tym utworze, postacie też są "swojskie". W gąszczu bohaterów można znaleźć każdego przedstawiciela danej grupy w społeczeństwie: jest osoba, która łatwo poddaje się emocją, ładna dziewczyna, która chce brać życie garściami, głowa rodziny, trzymając głowę na karku (do czasu), a jednak poniekąd beznadziejnie zakochana. Bo nie może być, przecież pięknie, prawda? Życie to życie, jeśli książka ma przedstawiać realia to musi być kłamstwo i "zło".
Irytujący bohaterowie? Niestety są. Konkretnie jeden. I to tak bardzo, że aż chciało się powiedzieć, żeby się ogarnął. Irytuje, ale pod koniec bierze się w garść. Trochę, ale jednak. To... taka, jakby ulega (no nareszcie się ogarnia!).
Na uwagę zasługuje opowiadanie pielgrzyma o psie... Jezusa. To nie jest pomyłka. O psie Jezusa. To opowiadanie jest, takie... Nie umiem tego nazwać, bo "miłe" to zły przymiotnik. Rodzinne? Chodzi o to, że to takie proste... Przypomina trochę tłumaczenie, jakie niektórzy mówią dzieciom, żeby czegoś złego nie robiły. Nie będę pisać więcej na ten temat, bo może ktoś będzie sam chciał się dowiedzieć o co z tym psem chodzi. ;)
Ocena: 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz