Po kilku latach trochę odmienny post.
Po tylu latach w końcu byłam na sławnych Warszawskich Targach Książek. Tak, od dawna chciałam na nich być. Zobaczyć, jak tam naprawdę jest, spotkać się z autorami i poprosić ich o autograf. W tym roku to się udało. Głównie, dzięki temu, że w maju nie obowiązuje mnie obowiązek szkolny i nie musiałam na drugi dzień być w szkole. Wcześniej to było jednym z problemów. W każdym razie... Czy było warto tyle czekać? Tak naprawdę udało mi się zdobyć tylko dwa autografy od jednej autorki, a nastawiałam się na ok. cztery...
Nie jestem na siebie o to zła. Wiązało się to trochę z organizacją Targów, kolejkami oraz tym, że się po prostu spóźniłam. Ale nie jest źle. Przynajmniej mam autografy na których najbardziej mi zależało. I załatwiłam inny autograf dla koleżanki, ale to swoją drogą...
Przyszłam trochę spóźniona - nie ważne. I wtedy się zaczęło: wszędzie jakieś stanowiska i masa ludzi. Tak, wszędzie stanowiska, a te główne w sektorze D. Szukaj człowieku tego sektora, w końcu poproś o pomoc pracownika obiektu. Żeby to było tylko tyle, koniec... Sektor D był podzielony na ok. 20 sporych części, które były podzielone na mniejsze, gdzie znajdowały się poszczególne wydawnictwa i księgarnie. Więc sami rozumiecie, że na początku ogarnąć to wszystko graniczy z cudem. Zwłaszcza, kiedy otacza cię setka osób. Ale po jakimś czasie jakoś da się to objąć umysłem. Jeśli masz czas i chcesz pochodzić na spokojnie, bo jak masz coś na czas to może być trochę nerwowo. No tak, tyle sektorów, stanowisk, a dany autor np. jest tylko przez godzinę. I jeśli ktoś by chciał rzeczywiście podejść do każdego autora, którego chce to nie wiem, jakby to miał zrobić. Nie wiem, może stali bywalcy Targów mają to jakoś obcykane. Dla mnie bez teleportera nie da rady. Albo chociaż bez dłuższej różnicy czasu między spotkaniami.
Jeśli chodzi o spotkania... Byłam tylko na dwóch, więc za bardzo wypowiedzieć się nie mogę, ale nie mam zastrzeżeń. Bardziej do kolejek, które trochę dziwnie się tworzyły. To znaczy... Dla porównania zwykła kolejka do autora w której byłam najpierw: co prawda długa, ale szybko się przesuwała. Ale nie chodzi o długość, czy o czas. Tam stała pani, która po kolei każdego przepuszczała, gdy dana osoba odchodziła od pisarza (inną stroną). Szło to sprawnie. A druga... Druga to już się ustawiła co najmniej pół godziny przed przybyciem autorki, dlatego dobrze, że poszłam tam wcześniej... Jednak biedni ludzi, którzy przyszli na czas. To, że przyszłam wcześniej, niestety nie oznaczało, że szybko wyszłam z kolejki. Gdy przyszła autorka zrobiło się zamieszanie. I z tego, co słyszałam inni ludzie pojawili się znikąd i zaczęli się wpychać z przodu. A kolejka stała. Nikt tego nie pilnował. Jeśli chodzi o też o tę kolejkę... Ustawiłam się trochę niefortunnie, ponieważ zasłaniała drugą kolejkę do innej autorki, a potem inną pisarkę. Więc nawet, jak ktoś chciał to mógł nie zauważyć tych pisarek. Zresztą... Nie tylko tam. Niektórzy, acz nie wszyscy autorzy nie posiadali podpisu kim są lub jakie książki napisali. Przepraszam, ale nie każdy musi wiedzieć, pamiętać, jak autor konkretnej książki wygląda. Było tyle ludzi i kolejek (które później zaczęły się trochę mieszać z kupującymi książki), że trudno było nawet dostrzec interesujących autorów, których nie zauważyło się w programie Targów. Autorzy swoją drogą. Zakupy też były przez to wszystko utrudnione. Mi nawet odechciało się chodzić po stanowiskach przez to. I żałuję. Ubolewam ciągle, że stanowisko EpikPage było, takie małe. Po pierwsze nie dało się najpierw obejrzeć, co właściwie tam jest. Po drugie: niektórzy nie mogli spokojnie ustawić się w kolejce i zaczekać, aż dotrą do lady, i tam zobaczyć wszystko. Przeciskiwali się przez ludzi na siłę. Kultura. Dobre to, że ten sklep jest na tyle znany przez czytelników, że większość wiedziała chyba, co tam się znajduje. No, ale cóż; koniec końców udało mi się kupić dwie zakładki magnetyczne i małą świeczkę. Co tam jeszcze z czepialstwa? Wydostać się na zewnątrz też było trudne. Trochę. Ale to drobnostka.
Ale czy się opłacało? Myślę, że jednak tak. Spotkałam panią Miszczuk, odezwałam się do jednego amerykańskiego autora po angielsku (co dla mnie jest wielkim osiągnięciem), dotarłam do EpikPage, zobaczyłam, jak te Targi wyglądają i wysunęłam wnioski na przyszłość. Jeżeli w ogóle, kiedykolwiek tam jeszcze się pojawię. Żałuję tylko, że nie wzięłam, ani nie kupiłam książki p. Kosika, żeby mógł tam się podpisać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz