niedziela, 17 czerwca 2018

Brytyjska historia na kartach mangi

Tytuł: Sherlock. Studium w różu
Angielski tytuł oryginalny: Sherlock. A Study in Pink

Scenariusz: Steven Moffat i Mark Gatiss
Ilustracje: Jay.

Rzadko czytam komiksy. Kiedyś było ich o wiele więcej. To znaczy... To było w szkole podstawowej. W gimnazjum odkryłam inną formę komiksów, czyli mangi. Polubiłam jakoś tę formę i wcale mi nie przeszkadzało to, że historię czyta się od prawej do lewej.
Jednak wcześniej czytałam (brzmi to, jakbym przeczytała co najmniej z pięćdziesiąt mang, a jest ich ok. pięciu ;) ) historie, które były specjalnie tworzone pod komiks. Mam nadzieję, że mnie rozumiecie. To nie były adaptacje czegoś. Chociaż... tak, była jedna manga - adaptacja gry "Resident Evil".

Jeśli ktoś oglądał pierwszy odcinek serialu "Sherlock" - fabuła w tej mandze jest identyczna jak fabuła odcinka.
Jeśli ktoś nie oglądał... Sherlock Holmes poznaje doktora Watsona. Ledwo się poznali już muszą rozwikłać zagadek czterech morderstw. Ale czy to na pewno były morderstwa? Kto popełnił tę zbrodnię, kto był, aż tak nieczuły?
Tyle można napisać o fabule, żeby za wiele nic nie zdradzać.

Zastanawiałam się długo, czy kupić tę mangę skoro było duże prawdopodobieństwo (które się ziściło), że komiks będzie identyczny z serialem. Ale miałam urodziny... I tak trochę pod wpływem impulsu kupiłam "Studium w różu". Czy się opłacało?

Cóż to trudne pytanie. Z jednej strony, jeśli ktoś jest fanem Sherlocka to to będzie dla niego, taka gratka. O, następny element z Sherlockiem (a dość mało ich w Polsce). I w ogóle "o Boże, Sherlock!". Z drugiej... Skoro ta osoba jest fanem to na 100% obejrzała serial, a przynajmniej pierwszy sezon to nie dostanie niczego nowego w tej mandze, ponieważ to nie jest coś takiego jak "książka i film". Zwłaszcza, że scenariusz napisały osoby, które napisały scenariusz do serialu. Czytasz już dla samego czytania i Sherlocka.
Natomiast, jeżeli kupujący nie oglądał serialu - spoko, ma frajdę z czytania.

Chociaż... Pisząc subiektywnie: wolę serial. Rysunki nie oddają tylu emocji i zamieszania.

Bo jeśli o rysunkach mowa... Rysunki nie są wykonane w typowym mangowym stylu. To znaczy rysunki są bardzo realistyczne. Nie zbyt mi się ten styl rysowania podoba w kontekście mangi. Zwłaszcza, że aktorzy, którzy grają swoich bohaterów nie są jacyś szczególnie charakterystyczni. Wyjątkiem jest Benedict Cumberbatch. Jego rysy twarzy nawet pasują do komiksu, mangi. Chociaż to też zależało z której strony była ułożona postać oraz jaką mimikę twarzy posiadała. Tak, zdecydowanie on najlepiej wyszedł. Martin Freeman praktycznie nie do poznania.
Może źle się wyraziłam: to nie tak, że aktorzy nie są charakterystyczni, ale... Ich ukazanie w komiksowym stylu jest trudne.
Ogólnie rysunki nie są, aż takie złe. Są strony, gdzie występują szkice Watsona, Sherlocka i Mycrofta. One są niezłe. Może gdyby się pozostało tylko przy szkicach byłoby to lepsze, chociaż z drugiej strony trzeba wycieniować postacie i krajobraz... Krótko: nie porwały mnie rysunki.
Chociaż muszę zaznaczyć, że ładne są takie rysunki, które służą np. za wstęp do nowego rozdziału (historia jest podzielona na pięć - sześć rozdziałów), gdzie wtedy głównie rysunek się liczy.
To wszystko nie znaczy, że w "kresce" nie ma dynamiki. Jest, ale nie aż, taka na jaką człowiek się spodziewa.

1 komentarz:

Copyright © 2016 Books are a window on the world , Blogger