Tytuł: Tango
Autor: Sławomir Mrożek
A jednak groteska ma coś w sobie...
Zbliżamy się do oficjalnego zakończenia licealnych lektur i na blogu znów zagoszczą zwykłe książki! :D Zwykłe lub niezwykłe to się okaże za kilka miesięcy... A na razie - najśmieszniejsza książka, którą dotychczas czytałam: "Tango" Sławomira Mrożka.
Groteskę trudno się przedstawia, ale postaram się opowiedzieć zarys fabuły, jak najlepiej.
Artur - student medycyny, chce wprowadzić w swojej rodzinie jakieś zasady, ramy, które określałyby życie. W rodzinie, w której wszystko można, wszystko jest poniekąd obojętne. Nic się niczym nie przejmuje... Brzmi ciekawie dla niektórych? A jednak Artur przeciwstawia się temu wszystkiemu.
Przez tyle lat edukacji trzeba przeczytać, tak wiele lektur, które często są nudne i staroświeckie, i pod koniec tego wszystkiego... Trafia się, taka perełka, nagroda - "Tango". Prawdopodobnie nieliczna lub jedyna lektura, która Was prawdziwie rozśmieszy. Nie trzeba się doszukiwać drugiego dna, żeby fabuła bawiła. Myślę, że każdy tam znajdzie humor dla siebie. Jeśli ja się śmiałam to większość osób będzie ten dramat bawić, ponieważ mnie rzadko bawią książki. To nie jest coś w stylu "Zemsty", która ma bawić, ale nie bawi za wiele osób.
Jeżeli chodzi o bohaterów... To jednostki. Każdy jest kimś, danym przedstawicielem jakieś grupy ludzi. Bohaterowie są bardzo, ale to bardzo realistyczni, czytelnik może mieć różne odczucia, co do nich. Podczas wszystkich trzech aktów można nie raz zmienić o kimś opinię, trzeba uważnie czytać, żeby wyłapać niektóre rzeczy, które zdradzają bohaterów. Na pierwszy rzut oka zdaje się całkiem, co innego niż jest naprawdę. Ale czy nie jest, tak w rzeczywistości? Wystarczy nam tylko kilka minut, żeby ocenić nowo-poznaną osobę.
Głębszy sens tego dramatu jest dużo bardziej skomplikowany, niż wierzch fabuły, jednak... Nie tak do końca. Są ramy interpretacyjne, które oczywiście powinno się trzymać, ale... Uważam, że czytelnik może odczytać "Tango" na swój sposób. I prawdopodobnie jego interpretacja nie będzie, aż tak odległa od głównej. Co to znaczy? A to, że po przeczytaniu lektury nie ma się pustki w głowie typu: "a o czym to było?", "ale ja nic nie rozumiem". Nie ma czegoś, takiego, że nic się nie wie po przeczytaniu. A uwierzcie mi - już się spotkałam, niestety z taką lekturą, dramatem.
Po przeczytaniu, polecam obejrzeć spektakl teatralny z roku 1999 (o tym samym tytule). Pomaga on jeszcze bardziej rozeznać się w fabule i poukładać bohaterów, jeśli komuś się oni mylili (ponieważ większość z nich ma imiona na "E"). Zresztą nie tylko, dlatego polecam ten spektakl. Oglądnijcie go sobie po prostu dla rozrywki, żeby się pośmiać.
Ocena: 10/10
Oprócz Zbrodnii i kary to była moja ulubiona lektura. Nie dało się nie śmiać, chociaż z początku miałam wtf na twarzy, bo nie wiedziałam za co się zabieram. Cieszę się, że trafiłam na tę książkę, bo prawdę mówiąc, u nas to była lektura dla chętnych...
OdpowiedzUsuń