Tytuł oryginalny: Simon vs. The Homo Sapiens Agenda
Autorka: Becky Albertalli
Przełom na blogu?
Bardzo się cieszę, że udało mi się przeczytać tę książkę jeszcze przed obejrzeniem filmu. Kiedyś obiło mi się o uszy, że trochę zmieniono fabułę - zobaczymy pod koniec czerwca, czy to prawda. ;)
Chociaż już po zwiastunie zauważam lekkie różnice... Ale to tylko zwiastun i montaż. Cała historia może się różnić od tego, co widać na ok. trzyminutowym zwiastunie.
"Simona..." chciałam przeczytać praktycznie od razu, kiedy tylko o nim usłyszałam, zobaczyłam premierę tej książki w Internecie. Coś mnie zaciekawiło w tej książce i to nie jest nic konkretnego. Czasem po prostu książka cię przyciąga i tyle. Nie ma wyjaśnienia. Podobnie chyba z ludźmi. Niby wiemy, dlaczego się z kimś przyjaźnimy, ale gdy mamy powiedzieć, dlaczego to... Coś mamroczemy pod nosem, ale te słowa nie oddają tego prawdziwego sensu. Chce się rzec, bo tak. I tyle. Nie musi to przy tym oznaczać, że jesteśmy puści lub leniwi.
Simon Spier to zwyczajny nastolatek. Jeden z najbardziej zwyczajnych bohaterów na jakich można natrafić w książkach. Praktycznie niczym się nie wyróżnia. Ma przyjaciół (którzy w porównaniu do niego czymś innym się wyróżniają np. zainteresowaniem mangą lub atrakcyjnością), rodzinę (która jest chyba taką typową rodziną nastolatka) i... kogoś jeszcze. Tym kimś jest Blue - chłopak z którym Simon wymienia maile. Nie ma, co ukrywać - więź między chłopakami staje się czymś znacznie większym, niż zwykła internetowa przyjaźń. Tu właśnie wkracza kolega Simona z kółka teatralnego (Simon ma genialny talent aktorski) - Martin, który... Postanawia go zaszantażować. Albo Simon spełni warunki szantażu, albo wszyscy dowiedzą się prawdy o Simonie oraz Blue.
Opis brzmi trochę oklepanie, prawda? Za dużo tej zwykłości i przeciętności. Nic bardziej mylnego. Ta "zwyczajność" w kontekście fabuły jest dobra, całkowicie uzasadniona. Nie mamy mieć cudownego, wyróżniającego się nie wiadomo czym bohatera, ponieważ mamy, możemy się z nim jak najbardziej utożsamić. Zrozumieć jego życie, decyzję i rodzinę. Myślę, że większość czytelników będzie mogła znaleźć wspólne punkty, sytuacje z Simonem. A nawet nie tylko z nim, bo historia nie dotyczy wyłącznie jego i jego problemów.
Jak wcześniej napisałam - chłopak ma przyjaciół. Może trochę się wyróżniają na jego tle, ale pozostają nadal zwykłymi licealistami. Ich wątki... Głównie jeden. Czy to będzie spoiler, jeśli dam mu nazwę? Tzw. friendzone, który jest chyba "na czasie". Ten wątek istnieje w prawie każdej książce, jest dość oklepany, zwłaszcza, że dotyczy to często głównej bohaterki/głównego bohatera. I potem mamy przez 3/4 książki wielką rozpacz. Tutaj, to tak jakby drugoplanowy wątek. To dziwne, ale wcale mi on nie przeszkadzał. Nie wiem, może to dlatego, że to wyszło, tak naturalnie? Jak cała fabuła zresztą. Mamy uzasadnienie tego "friendzonu". Może komuś się nie spodoba zachowanie bohaterki, ale... Da się ją zrozumieć. Jeśli, oczywiście się chce.
To ciekawe, ale w tej książce "ten zły" jest innym "złym", niż w większości książek, które czytałam. Nie mam na myśli uzasadnienia jego czynów, ponieważ przy większości antagonistów są powody (chyba tylko Sauron z "Władcy Pierścieni" jest czystym złem ;) ). Ale... Martin jest jakiś inny. On... Hm, dość trudno to wytłumaczyć. O! To jest jedna z zachęt do sięgnięcia po "Simona..."! Zagadka, o co chodzi z tym Martinem! :D
Zanim przejdę do więzi Simona z Blue.
Simon lubi oreo. Simon lubi Harry'ego Pottera. HARRY'EGO POTTERA!!! Coś jeszcze trzeba dodawać? ;)
Pisanie maili jest bardzo współczesnym wątkiem. Nie wszyscy się zgadzają z tym, że w Internecie można znaleźć przyjacielską duszę, a tym bardziej osobę z którą zwiążemy się na dalszą część życia. Kontakty internetowe są niebezpieczne, racja, chyba zawsze jakaś ich część, taka pozostanie, ale mamy społeczeństwo, jakie mamy. Rozwijamy się, a technologia to część naszego życia. Zwłaszcza nastolatków. Komunikatory, fora, a nawet maile ułatwiają w pewnym sensie życie niektórych nastolatków. W tym Simona. I Blue. Ich kontakt jest o tyle... Hm, tajemniczy i ciekawy, że nie korzystają oni z komunikatorów typu Messanger. Piszą e-maile, które pod jakimś kątem są lepsze, niż zwykły komunikator. Może trochę staroświeckie - nie wiem, nie nadążam. ;)
Więź jaka się rodzi między chłopakami jest... No, urocza. Tak, chyba pierwszy raz korzystam z tego słowa opisując jakiś bohaterów (oraz książkę) odkąd prowadzę bloga, a może i jeszcze dłużej. W każdym razie nie za często używam tego określenia.
To jest, takie naturalne. Zwykłe. I nie nagłe. To nie, tak, że piszą ze sobą tydzień i już wielka miłość, i się spotkajmy. Jeśli chodzi o spotkanie to, tak szybko nie następuje, jak się można spodziewać. Ale kiedy w końcu mamy do czynienia z Blue... Przyznam szczerze, że nie wpadłam na to kim on jest w świecie rzeczywistym. Zakładałam dwie opcje. Nawet trzy. Dwie trochę szalone, ale życie w końcu jest poplątane. Żadna się nie sprawdziła. To dobrze, bo byłoby dziwnie i płytko. Znaczy się zbyt oczywiste to by było wtedy.
Podoba mi się okładka książki. Nie przepadam szczególnie za czerwonym, ale nie jest, tak źle. xD Podoba mi się to, że na okładce widnieje rysunek, lubię, kiedy na okładce jest coś narysowanego lub namalowanego. Zdjęcia są oklepane. Szczególnie, jeśli mają przedstawiać bohatera. Rysunek, jednak lepiej oddaje postać. Okładka jest minimalistyczna, a jednak młodzieżowa. Według mnie. ;) Na pewno jest lepsza od filmowej. Przepraszam, ale nie przepadam za filmowymi okładkami. Zwłaszcza, że ta od "Simona..." ma zmieniony tytuł na filmowy.
Ocena: 10/10
Za egzemplarz książki "Simon oraz inni homo sapiens" dziękuję wydawnictwu Papierowy Księżyc!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz