Tytuł oryginalny: Forbidden
Autorka: Tabitha Suzuma
Następny romans. Tym razem trochę inny od całej reszty romansów. Dość kontrowersyjny, bo dotyczący tematu tabu - związku kazirodczego. I chociaż na pozór łatwo wystawić już opinię na temat takich związków, a co za tym idzie - książki, to postaram się zdystansować się od tego tematu, tak jak bardzo mogę. Nie chciałabym pochopnie wyrażać opinii i kogoś obrażać.
Maya i Lochan żyją w niepełnej rodzinie - ojciec odszedł od nich, gdy byli jeszcze dziećmi. Niestety to załamało ich matkę, która zaczęła pić i imprezować, po czym... Po jakimś czasie w ogóle przestała zajmować się swoimi dziećmi. Tak więc, jako najstarsi: Maya i Lochan musieli przejąc obowiązki rodziców i zająć się trójką rodzeństwa oraz domem. Nie jest to oczywiście łatwe, każdy dzień to walka o przetrwanie, a sprawy wcale nie ułatwia to, że młodsze rodzeństwo dorasta (a dorastanie łączy się z buntami). Rodzeństwo jakoś funkcjonuje, zatajając swoją sytuacje życiową. W którymś momencie dwójka głównych bohaterów zaczyna rozumieć, że ich uczucie nie jest zwyczajne. Pojawia się pragnienie spełnienia tej miłości.
Sam w sobie pomysł był nawet ciekawy, chociaż nie najnowszy, bo sytuacje, gdzie najstarsza osoba z rodzeństwa zajmuje się domem nie jest nieznana w książkach i filmach. Poniekąd... Już po całym zarysie sytuacji widzimy, że było duże prawdopodobieństwo, że związek Mai i Lochana będzie miał miejsce. Są sami, zdani na siebie, a charakter chłopaka nawet pomaga w narodzeniu się tego związku. Bardziej byłabym ciekawa, gdyby ich sytuacja rodzinna była wręcz odwrotna. Zresztą sami bohaterowie mówią, że gdyby mieliby normalną rodzinę to może nie zakochaliby się w sobie, więc poniekąd mają świadomość...
Właśnie ze świadomością jest tutaj trochę ciężko. A raczej z tym, co się wiążę.
Oni od początku wiedzą, że ta miłość nie ma szans. Ale cóż, miłość. Dla miłości wszystko. Na początku próbują coś z tym zrobić, ale potem... Im dalej wg. mnie tym reszta idzie na dalszy plan, bo liczy się miłość. Hm, jednak nie umiem pisać obiektywnie, a już piszę, dlaczego: pamiętam o ich młodszym rodzeństwie, jaki skutek miało to na nich. Autorka pisze, że miłość zmieniła atmosferę w domu na lepsze itd, ale...
Wiele razy jest podkreślane, że Lochan i Maya są bardzo dorośli, jednak ich miłość jest bardzo młodzieńcza: muszę z tobą być jak najczęściej, chciałbym się z tobą przespać, nie mogę się doczekać, kiedy dzieci nie będzie na głowię, kiedyś będziemy żyć długo i szczęśliwie. Jasne, rozumiem, że chcieli mieć namiastkę zwykłego życia. Nie bronię im marzyć, ale... Rodzeństwo na nich liczyło.
Lochan to osoba, która nie odzywa się w szkole, ogólnie do obcych. Rodzina jest dla niego wszystkim. Nie wyobraża sobie być z kimś lub przyjaźnić się z osobą spoza rodziny, bo osoby trzecie nie zrozumieją jego sytuacji. Oprócz tego bardzo dobrze się uczy i ma szansę na bardzo dobre uczelnie, ale on chcę zostać przy rodzeństwie.
I właśnie tu mam problem z Lochanem, że zamyka się szczelnie na świat spoza rodziny. Zdawało mi się, że to nie do końca, tak, że nie lubił rozmawiać o błahych sprawach. W pełni rozumiem jego nieśmiałość, ale z drugiej miałam wrażenie, że jemu to nie przeszkadza.
Maya jest trochę inna. Ma koleżanki, nawet przyjaciółkę. Wiedzie zwykłe życie. Nie wyróżnia się za bardzo wśród uczniów liceum.
Bardzo subiektywnie pisząc, punktem, który łączy bohaterów jest... Przepraszam, ale miałam wrażenie, że autorka cały czas wybiela, że fabuła jest zbudowana, tak: my kontra zła reszta świata. Oni też popełniali błędy i to niemałe, ale za każdym razem, któreś z nich wybielało drugie. No tak, narracja jest pierwszoosobowa z punktu widzenia tej dwójki, więc nie powinnam się dziwić temu.
Willa i Tiffin, czyli najmłodsi z rodzeństwa to dzieci, które wnoszą promyki radości do rodziny. Uważam, że to oni są najbardziej poszkodowani w całej książce.
Trzynastolatek Kit. Najgorsze zło z całej piątki, bo ma okres buntu i nie umie sobie poradzić z rodzinną sytuacją. Brzmi to sarkastycznie, ale naprawdę przez 3/4 czyta się o tym, co on znowu zrobił i jak utrudnia życie. Współczułam mu i rozumiałam. Został pozostawiony samemu sobie, w pewnym sensie w nikim nie miał oparcia...
Cóż, znacie takie książki, gdzie wiecie, że coś zaraz musi się wydarzyć? Zwłaszcza, gdy bohaterowie robią coś zakazanego? To jedna z tych książek. Przy tym autorka trochę mnie zaskoczyła. Zwłaszcza końca niewiele osób może się spodziewać. Dla mnie jest ono niepasujące do słów i myśli bohaterów. Do ich zapewnień. Myślałam, że nigdy nie użyję tego określenia w kontekście jednej sytuacji, ale... To jest naprawdę dość egoistyczne. Niewiele brakowało, żeby ta książka zakończyła się jak inna.
Przepraszam za to narzekanie. Pewnie tego nie widać, ale to nie jest bardzo zła książka. Po prostu nie podeszła. Chcę też zaznaczyć, że gdyby Maya i Lochan nie byliby rodzeństwem i tylko to by się zmieniło w fabule to nadal niezbyt by mi się ona podobała. I to nie jest, tak, że czytam romanse specjalnie, żeby je krytykować. Daję im szansę, sięgam po te, których opis mnie zainteresuje. Gdzie mam nadzieję będzie coś innego, nieschematycznego i bohaterowie będą ciekawi.
Ocena: 4/10
Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu Papierowy Księżyc!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz