Tytuł: Ulysses Moore. Klub Podróżników w Wyobraźni
Tytuł oryginalny: Ulysses Moore. Il Club dei Viaggiatori Immaginari
Autor: Pierdomenico Baccalario
Godny finał serii?
Mieliście kiedyś, tak, że nie chcieliście kończyć serii? Tak wam spodobała się ona, że aż szkoda ją zakończyć, ponieważ nie będzie już następnych części. Powiedzmy o dużym prawdopodobieństwie, że nie będzie następnych części. Autor zawsze może napisać nowe. Od siebie lub pod presją czytelników.
Chociaż dwunasty tom serii "Ulysses Moore" nie jest praktycznie ostatnim tomem (jest chyba jeszcze sześć) to... Na początku było założenie, że na tym tomie kończy się historia. Wszystko się rozwiązuje i splata. Oczywiście, jest też tom szósty, który kończy jeden etap serii, ale... On, chociaż zakończył jedną część to zostawił wiele furtek otwartych. One były na tyle otwarte... Przymknięty, że pozostawiały wybór autorowi. Trudno to wytłumaczyć. W tej drugiej części p. Baccalario wraca do wątków z pierwszych sześciu tomów, umiejętnie je splata, wyjaśnia. Druga część to poniekąd uzupełnienie. Przy trzeciej części... Nie wiem, jak to rozegra autor. Zamierzam przeczytać te tomy, które zostały przetłumaczone na język polski, wtedy się zobaczy. Nie słyszałam dobrych opinii. Według mnie nie trzeba tego, aż tak tego rozwijać, chociaż, racja - świat wykreowany przez autora ma dużo pytań.
W ostatnich rozdziałach "Ogrodu Popiołu" do Kilmore Cove przybyło zagrożenie. Zagrożenie z którym żaden mieszkać miasteczka jeszcze się nie spotkał. Napaść piratów. Tak to można nazwać. Rodzeństwo Covenant musi zrobić wszystko, co w swojej mocy, że ochronić nadmorskie miasto. W pewnym sensie są zdani tylko na siebie. Okej, z pomocą przychodzą im jeszcze dwie osoby, ale to i tak mało, jak na zgraje dziwnych postaci, które chcą zniszczyć Kilmore Cove.
Rick znajduje się w Wenecji, a Ulysses... Dał nogę, że tak się wyrażę. To znaczy, wiemy od poprzedniego tomu, że mężczyzna poszukuje swojej zaginionej żony. Nadal szuka Penelopy. Poniekąd można go zrozumieć, ale... Momentami myślałam: naprawdę ich zostawiłeś? jak mogłeś!
Pisałam w recenzji "Ogrodu Popiołu", że nowy antagonista, czyli kapitan Spencer jest, tak ważny, że potrzebował oddzielnej książki, żeby wprowadzić jego postać. Taak, tutaj pokazuje się realnie. Chociaż.. Mało jest scen z nim w roli głównie. Jeśli się nie mylę to dwie. Zbyt mało według mnie. Mężczyzna jest dodatkowo owiany tajemnicą, że pojawiają się nowe wątki z nim związane. Coraz bardziej czytelnik może zrozumieć jego czyny, Nawet poznajemy go od tej ludzkiej strony. I... To wszystko pozostawia niedosyt po całej książce. Wielki zły o którym chce się czytać więcej. To już o Klubie Podpalaczy było więcej informacji, a przede wszystkim mieliśmy więcej z nimi do czynienia. Miałam nadzieję, że może tego bohatera polubię. I nic. To znaczy ani go polubiłam, ani nie. Stał się obojętną postacią, która wzbudza ciekawość. Przecież nie można znienawidzić kogoś tylko przez to, że jest brutalny. Nawet przez morderstwa jakich dokonał.
Oczywiście są jeszcze pozostali bohaterowie, ale w tym tomie na ich tle wybija się również bohater zbiorowy, czyli mieszkańcy miasteczka. To zwykli ludzie, którzy nie rozumieją skąd nagle wzięli się piraci w Kilmore Cove. To brzmi jak bajka, a wygląda jak sen. Jasne jest, że ci ludzie się boją, ale, tak jak przy powodzi było, tak i teraz oni stanowią w grupie siłę. Każdy opiekuje się każdym, starsi pocieszają młodszych, dają im jakąś nadzieję, ponieważ tamci wiedzą, co robić, jak się zachować. Może to trochę dziwne, że akcja ratunkowa przebiega nadzwyczaj dobrze, ale to jednak małe miasteczko - każdy zna każdego. Zresztą... W filmach wojennych też mamy większą ilość osób, które chronią się w bunkrach na znak syreny.
Ulysses jak Ulysses. W pewnym sensie jest on z charakteru znany czytelnikowi, jednak teraz poznajemy go znowu od innej strony. On wie, co chce zrobić. Może nie ma stuprocentowej pewności, gdzie znajduje się Penelopa, ale ma świadomość, że żyje i to jest najważniejsze. Nic więcej mu nie potrzeba. Poznajemy jego zawziętość i siłę, ale też... Spokojniejszą stronę - zarezerwowaną tylko dla najbliższych.
Pisałam o powracaniu do starych wątków. Nie można o nich napisać bez spoilerów. Ale... Mogę napisać, że się zdziwicie. To nieoczywiste potoczenie wątków.
Przez całe sześć tomów (w drugiej części) przewijał się wątek podróży Leonarda Minaxo i Kalipso - spokojnie, on nie był niepotrzebny; autor nie zapomniał o nich.
W ogóle mam wrażenie, że p. Baccalario zadbał o praktycznie wszystko. Każdy zaczęty wątek ma koniec. Tu nie ma nic niepotrzebnego, ponieważ każdy gra konkretną rolę i to nie tylko chodzi o ludzi. ;)
Żeby nie było, tak różowo to pod koniec zauważyłam lukę, która w żadnym stopniu nie została wyjaśniona. Może to gdzieś przegapiłam. Czysto ogólnie: rodzice bliźniaków.
Koniec jest... Przez pewne wydarzenia trochę smutny. No i kończymy jakąś tam przygodę w końcu. Ale nie kończy się też jakoś bardzo źle. Rozumiem zabieg związany z rodziną Covenant - inaczej się nie dało. Koniec świetnie nadaje się na scenę w filmie. Ciekawie mogłoby to wyglądać na ekranie.
Cóż więcej?
Humor p. Baccalario jest genialny! Potrafi zaskoczyć czytelnika. Nie raz to pokazał, ale tutaj to niespodzianka za niespodzianką! Jedne dobre, głównie dobre, ale są też smutne,
Ogólnie tyle się dzieje, że bardzo łatwo było zaskoczyć czytelnika w jednej kwestii. ;)
Ocena: 9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz