Tytuł: Dręczyciel
Tytuł oryginalny: Bully. A Fall Away Novel
Autorka: Penelope Douglas
Następny romans przeczytany. Tym razem inna tematyka i inne tło. Chociaż... Można znaleźć przy końcu historii elementy wspólne z poprzednią książką, czyli z "Bez szans".
Tatum wraca po roku spędzonym na wymianie w Francji. Podczas tych dwunastu miesięcy miała czas, żeby skupić się tylko na nauce i zapomnieć o pewnej osobie... Jednak trzeba w końcu wrócić do swojego liceum i jakoś przetrwać ostatni rok szkoły średniej. Przetrwać, bo okazuje się, że tytułowy dręczyciel Tatum nie zapomniał o niej. I nie pozwoli, żeby dziewczyna dobrze wspominała liceum.
Dręczyciel, czyli Jared - były przyjaciel głównej bohaterki. Tak, przyjaciel. Gdy byli dziećmi przyjaźnili się i spędzali ze sobą prawie dwadzieścia cztery godziny na dobę. Podczas jednych wakacji wszystko nagle się zmienia, a Jared jest już inną osobą. Chłopak odwraca się od Tatum i zmienia jej życie w piekło.
Tate... Na początku liceum była szarą myszką, no może lepsze określenie to przeciętną osobą, która żyła w strachu i unikała Jareda. Zresztą nie dziwne, każdy by go unikał na jej miejscu. Rok we Francji wiele zmienił w charakterze Tatum. Dziewczyna jest silniejsza i... odważniejsza, chociaż na początku ma momenty strachu. Ma cel po liceum i nie zamierza sobie go zepsuć przez jakiegoś chłopaka. Jej charakter staje się coraz mocniejszy podczas trwania fabuły, jednak... Coraz więcej czynników na to oddziałuje. Głównym jest miłość. To nie jest spoiler. Przepraszam, ale wystarczy spojrzeć na okładkę. Przyjaźni ona nie przedstawia. Dręczenia również nie.
Zatrzymajmy się właśnie na miłość, ponieważ często będzie ona pojawiać się w tej książce. Tzn. bardziej zauroczenie.
Rozumiem, że ktoś ci się może podobać, bo to oczywiste, ale... Okej, mogę zrozumieć też zaślepienie miłością, kiedy nie widzisz prawdziwego charakteru danej osoby. Jednak gdy ta osoba znęca się nad tobą (nie ma znaczenia, czy psychicznie, czy fizycznie), a ty nadal patrzysz na nią rozmarzonym wzrokiem i ją usprawiedliwiasz to to już nie jest zdrowe uczucie. Kochasz kogoś, kto cię krzywdzi.
Podobnie jest wg. mnie z Tatum. Może nie usprawiedliwia zachowania Jareda, widzi, co robi i wie, że to jest złe. Usprawiedliwiona jest z rozważań, dlaczego on to robi, w końcu byli przyjaciółmi przez wiele lat. Ale to zauroczenie... Patrzenie na niego maślanymi oczami, żeby po chwili były rozważania, że nie powinna, ale on jest, taki przystojny. Dla mnie to trochę wyglądało na coś w stylu syndromu sztokholmskiego. Uwielbienie dla oprawcy.
Wszystko dąży do punktu kulminacyjnego. Wielkiej tajemnicy chłopaka. Bo kto nie będzie tego wyczekiwał zaraz po otwarciu książki? I jest. Bardzo mocny punkt, który nie jest śmiesznym i głupim powodem znęcania się nad Tate. Oczywiście, to nie usprawiedliwia Jareda, ale ukazuje go w innym świetle. Można dzięki temu zrozumieć jego zachowanie. My, czytelnicy, osoby trzecie. Ale teraz mamy sytuację: Jared znęcał się nad Tate, nagle wychodzi powód i puff. Dopowiedzieć sobie można resztę.
Jestem zła, że autorka nie poruszyła głębiej tego powodu Jareda. Po prostu jest o tym powiedziane, poświęcony temu jest rozdział-dwa. To było zbyt poważne, żeby to zostawić! To trochę brzmi, tak, jakby autorka wzięła, taką problematykę tylko, dlatego, żeby nadać głębi Jaredowi i żeby jego powód nie był głupi. A reszta to nie ważne. Bo najważniejsze to skupienie się na dwójce bohaterów.
Wolałabym, żeby narracja była prowadzona z punktu widzenia Jareda, a nie Tate.
Po punkcie kulminacyjnym zaczyna się poniekąd wszystko układać... Do czasu. Bo wtedy następuje zabieg, który występował w "Bez szans", czyli wydarzenie, które wywraca dobiegający piękny koniec o 180 stopni, żeby na jego końcu był happy end i żeby się okazało, że główna bohaterka dobrze wybrała.
Przepraszam, jeśli ktoś uzna to za spoiler.
No nic. Na razie nie zamierzam sięgać po romanse.
Zaczynam mieć trochę wrażenie, że czytanie romansów może być trochę krzywdzące dla niektórych młodych dziewczyn. To znaczy... Wiadomo, że ich fabuła jest zmyślona, ale łatwiej w nią uwierzyć, niż w fantastykę. Można sobie wykreować wyobrażenie związków. I potem jakieś nastolatki, serio myślą, że w liceum, czy w wieku osiemnastu lat powinny mieć chłopaka i przeżyć z nim wszystko. Bo związek nie może opierać się głównie na zwykłej więzi międzyludzkiej.
Ocena: 5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz