Tytuł: More happy than not. Raczej szczęśliwy niż nie. (tak chyba należy odczytywać polską wersję tytułu)
Tytuł oryginalny: More Happy Than Not
Autor: Adam Silvera
To jeden z najdziwniejszych polskich tytułów z jakim się dotychczas spotkałam. Nie widzę sensu w mieszaniu polskiego i angielskiego, zwłaszcza, że teraz wiele książek zostaje przy swoich oryginalnych tytułach, chociażby książki Colleen Hoover. Lepiej już zostawić angielską nazwę niż tworzyć coś dziwnego; nie mam na myśli tylko tej książki. Jest tak wiele polskich tytułów, które wcale nie pasują do treści lub są do siebie podobne... Chociażby przykład książek Mii Sheridan, gdzie chyba wszystko zaczyna się od "bez". Ale nie to jest głównym tematem postu. :)
Dawno nie zaskoczyła mnie, tak fabuła książki, jak w "More happy than not". Wszystko spokojnie sobie "idzie", aż tu nagle punkt kulminacyjny! Można napisać: punkt kulminacyjny, który obraca historię o 180 stopni. Odkrywamy, że historia jest, tak naprawdę o czym innym.
Nie będzie spoilerów. Nie napiszę za wiele o drugiej połowie książki. :)
Szczerze, na początku książka mnie nie porwała. Nie widziałam w niej, aż takiego zachwytu o którym mówili inni, bo historia Aarona i Thomasa przypominała mi historię 3. sezonu SKAM (norweski serial młodzieżowy). Może nie rzucałoby mi się to, tak w oczy, gdybym ok. miesiąc temu nie skończyła 2. sezonu włoskiego remake'u i nie była w trakcie oglądania 3. sezonu francuskiego (oba poruszają te same/podobne wątki). Chociaż nie jestem pewna. W każdym razie później historia zmienia tor i już nie przypomina SKAM.
Aaron jest spokojnym chłopakiem, który próbuje ułożyć sobie jakoś życie po dwóch złych wydarzeniach w swoim życiu. Na szczęście nie jest do końca z tym wszystkim sam - u jego boku jest dziewczyna Genevieve, która zrobiłaby dla Aarona wszystko. Pewnego letniego dnia, jednak dziewczyna wyjeżdża na obóz i szesnastolatek zostaje sam. To znaczy nie całkiem sam... Ma rodzinę i kolegów, ale brak mu przyjaciela z prawdziwego zdarzenia. Wtedy poznaje Thomasa, który będzie miał duży wpływ na życie Aarona.
Wiem, jak ten opis wygląda, ale nie zrażajcie się. Uwierzcie mi, całość jest o wiele lepsza niż to co widać w opisie (zwłaszcza tym na okładce). To nie jest zwykła historia miłosna z happy endem. Daleko jej do tego...
Chciałabym teraz coś napisać o drugiej części, ale co więcej mogę tu napisać, niż to, że jest zaskakująca, szokująca i... smutna? Bardzo prawdziwa.
Jeśli chodzi jeszcze o fabułę... W "More happy than not" pojawia się wątek tzw. science fiction, czyli instytucja/szpital, gdzie można wymazać wybrane wspomnienia. Po prostu zapomnieć o czymś na zawsze. Brzmi to trochę dziwnie i nie pasuje na pozór do fabuły, okej. Nic bardziej mylnego. Adam Silvera przemyślał praktycznie każdy szczegół napisanej historii - ta instytucja/szpital gra bardzo ważną rolę w całej książce, a zarazem nie udziwnia on fabuły jakoś bardzo. Może raz miałam wrażenie, że to jest jakieś dziwne, ale na pewno nie, że to jest absurdalne.
Oczywiście nie każdemu może przypaść to do gustu.
Chociaż zaznaczę tylko, że nie przepadam za science fiction i lubię wyłącznie z tego gatunku tylko "Gwiezdne Wojny". :)
Nie wiem, czy muszę o tym wspomnieć... Bo dla mnie w książkach ten wątek nie ma znaczenia, ale chyba warto uprzedzić niektóre osoby. Nie każdy lubi czytać książki z wątkiem LGBT. A więc tak, jest wątek LGBT, ogólnie z orientacją seksualną u młodych osób i wszystkimi problemami z tym związanymi. To nie jest miła historia jak "Simon oraz inni homo sapiens", to szczera i... momentami brutalna historia. Adam Silvera opisuje większość, jeśli nie wszystkie problemy z którymi musi się zmierzyć młoda osoba. Nie zawsze je dokładnie opisuje, czasami wystarczy, tylko jedna-dwie sceny, które mówią wystarczająco. Nic więcej nie musi dodawać. To sztuka. Dosłownie kilka scen wystarczy, żeby "dobić" czytelnika. Fabuła, tak szybko nie znika z głowy, jak przy niektórych książkach.
Podczas pisania zastanawiałam się, co mogłabym napisać o głównym bohaterze - Aaronie. Kurcze, nie wiem. To według mnie bohater poniekąd uniwersalny. Reprezentuje pewną grupę nastolatków, bo... myślę, że wielu nastolatków może się z nim utożsamić. I to nie tylko osób homoseksualnych, ponieważ Aaron ma też problemy, które dotyczą również nastolatków heteroseksualnych. Wszystkich. Właśnie o to chodzi w tej postaci. Nie patrzysz na nią wyłącznie przez pryzmat orientacji.
Thomas... Thomas to dość skomplikowana postać. Nie jestem do końca pewna, czy ją zrozumiałam. Trochę się zawiodłam pod koniec na tej postaci, ponieważ myślałam, że coś więcej się kryje za tą postacią, ale okej. Dobrze jest, jak jest. Nie każdy musi być superbohaterem. Rozumiem zamysł na tego bohatera.
Jeśli chodzi o dziewczynę Aarona... Cóż, biedna trochę postać. :-/
Wracając do problematyki książki.
Nie pamiętam, żebym się spotkała z książką, która, tak umiejętnie poruszałaby zagadnienie samotności, bólu, szczęścia i złych wspomnień. Podziwiam autora za te sprawy i umiejętne pisanie o nich. Nawet sprawę samobójstwa... Na początku zdawało mi się, że to będzie potraktowane byle jak, bo tak się zapowiadało, na szczęście w większej części odmieniło się to później.
Ocena: 9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz